Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi jagoda79 z miasteczka Kielce. Mam przejechane 40665.23 kilometrów w tym 988.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 28.24 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 20799 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jagoda79.bikestats.pl

Rowerem dookoła Tatr.

Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 15.05.2014 | Komentarze 6







http://www.bikemap.net/pl/route/2601159-tatry-1305...



Trasę planowaliśmy od dawna.To po prostu jedno z marzeń, które od dawna chcieliśmy spełnić, ale nie było ku temu okazji bo zazwyczaj pobyt w Tatrach wiązał się chodzeniem po szlakach, a ponadto zwykle zabieraliśmy tandem, który służył nam do przemieszczania się jedynie po Zakopanym i miasteczkach mu przyległych.Tandem umożliwiał również ulokowanie sporego bagażu zamiast ciężkich plecaków.Zdecydowanie jednak nie jest to rower nadający się w wysokie góry.
Tym razem zabraliśmy szosówki i ciężkie plecaki. W tym momencie muszę nawiązać do początku naszego wyjazdu do Zakopanego.Już nie po raz pierwszy zauważyliśmy, że Zakopane nas nie kocha.Nie możemy trafić na ładną, stabilna pogodę.I tym razem nic nie wskazywało na to, że nasze marzenie wcielimy w życie.Mimo niepomyślnej prognozy pogody, postanowilliśmy pojechać jednak w Tatry, ponieważ zbyt dużo przygotowań i rezerwacji zostało poczynionych przez nas.Mieliśmy także nadzieję, że pogoda jednak poprawi się.
Z soboty na niedzielę ruszyliśmy autokarem co rzecz jasna wiązało się z brakiem snu, ale nie przeszkodziło nam w tym by znaleźć się na rowerach już o poranku na trasie. Po południu pogoda jednak gwałtownie załamała się .Wyczerpani końcowymi km trasy powrotnej z Pienin, nie zdołaliśmy się należycie zregenerować. Poniedziałek równie deszczowy, owocował w piesze marsze po Zakopanym i okolicach.Kiedy już tak na prawdę myśleliśmy, że zamiast zaplanowanego pobytu do soboty, przyjdzie nam wrócić już we wtorek, wówczas nastąpił nagły zwrot w pogodzie i obudziło nas cudowne słońce a niebo radośnie przywitało swym błękitem.
Decyzja była szybka-zostajemy i ruszamy dookoła Tatr, a jeśli w ciągu dnia będzie padał deszcz, pomartwimy się potem.Ponieważ była godz. 5.30, to wyruszenie na trasę również odbyło się dość sprawnie. Przyrządziłam porządną jajecznicę, do której kiełbasę spałaszowal nam niestety piesek właścicieli kwatery, który mieszkał dosłownie mówiąc tuż pod naszym balkonem, Zdecydowaliśmy się nie brać dużo jedzenia, tylko kupować po drodze bo nie chcieliśmy obciążać zbytnio małego plecaka, w którym mieściły się przeciwdeszczówki i inne akcesoria.Zabraliśmy więc tylko 4 bułki z wędliną i kilka batoników plus magnez.
Rankiem ruszyliśmy więc na wcześniej opracowana trasę.Już w Bukowinie Tatrzańskiej poczułam, że nie będzie lekko.Dwie bluzy i jazda od Poronina pod górkę powodowały szybkie przegrzewanie.Nie było jednak mowy o zdjęciu jednej warstwy ubrań bo i bez tego na zjazdach było na prawdę chłodno i nieprzyjemnie.Zdjęć niewiele ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu.Musieliśmy jednak narzucić sobie spore tempo by udało się pokonać jak największą część trasy bez deszczu. Za Bukowiną czekał na nas kolejny podjazd już po stronie Słowackiej, ale poszło dość gładko bo nachylenie nie było zbyt duże i sam podjazd tez nie należał do najdłuższych.Pierwszym znaczniejszym punktem naszej trasy była Tatrzańska Łomnica.Cały plan polegał na tym by trzymać się jak nabliżej Tatr mimo, że mamy sentyment i kolejne plany związane z całą doliną Popradu.Trasa więc biegła na Liptowski Mikulasz i przypominała cudowny taras widokowy.Po jednej stronie dość blisko Tatry, a po drugiej, w dole rozpościerały się niezapomniane widoki Słowacji. Sukcesywnie i dość łagodnie jak dla mnie wpinaliśmy się do góry.Serpentyna ciągnęła się jak wstążka, słońce nadal nam towarzyszyło ale i wiatr z przeciwka dokuczał zdecydowanie bo Słowacy wpadli na pomysł by wyciąć cale połacie drzew co naturalnie odsłoniło piękne widoki, ale i nas wystawiło na porywy wiatru.Kiedy zaczął się długi zjazd wreszcie coś dodało mi skrzydeł.Bez problemu swobodnie puściłam rower bez hamowania na serpentynach.Mimo, że asfalty bardzo fatalne to jeden dojmujący czynnik sprawił, że tak swobodnie wreszcie pozjeżdżałam.Tym czynnikiem był mały ruch na trasie.Wręcz powiedzialabym, że znikomy.Tu w Słowacji nie było wyścigu karoserii.Przyroda niezmącona cywilizacyjnym postępem o nazwie wypasiony samochód.Człowiek jechał i oddychał pełną piersią.A zdoławszy objechać Tatry, na samej końcówce już w Zakopanym omal nie uległ wypadkowi, gdy jakaś niezbyt myśląca pani wyjechała nam wprost pod rozpędzone rowery swoim samochodem.Ech, szkoda pisać...
Z  Liptowskiego Mikulaszu skierowaliśmy się przez miejscowość Jamnik w kierunku miejscowości Zuberec . Do wspomnianej miejscowości, zrobiliśmy jedynie dwa krótkie postoje na kanapki i batonika oraz jeden większy gdzie uzupełniliśmy prowiant w sklepie sieci Lidl.
Niedługo przed miejscowością Zuberec, sforsowaliśmy trudną przełęcz, która kojarzyła mi się z Salmopolem w Beskidach.Pod koniec brakowało już energii, a końca serpentyny nie było widać.Nagle Jarek z uśmiechem na twarzy mówi do mnie: ,,niedźwiedź"!!! Podnoszę zmęczony, wlepiony w asfalt wzrok i rzeczywiście widzę niedużego niedźwiedzia. Stanął jeszcze na tylnych łapach wpatrując się w nas i ruszył za barierę energochłonną, po czym zszedł w dół.Wystarczyło mi to by pomyśleć, że skoro jest mały miś to i może wyjść za chwilę mama niedźwiedzica.W jednej chwili odzyskałam siły i przegoniłam Jarka żwawo podjeżdżając pod kolejny zawijas.Śmiechu z tego mojego przyspieszenia było co  nie miara.Odtąd wspomniana przełęcz, jest przez nas nazywana misiową przełęczą, jakkolwiek posiada swoją własną nazwę.
Po dłuższym zjeździe szybko dotarliśmy do Zuberca. Mieliśmy do przejechania jeszcze jedną przełęcz, ale bez trudu przejechaliśmy bo nie była ona specjalnie trudna i bogata w podjazdy. 
Przed Chochołowem, jeszcze po stronie słowackiej przysiedliśmy chwilę na batonika.Stąd rozpościerał się cudny widok na Babią Górę. 
Odtąd również pojawiły się drobne, przelotne opady deszczu i nasze utarczki czy założyć przeciwdeszczówki, czy też nie. Ostatecznie ja ugotowałam się w przeciwdeszczówce a Jarek zrezygnował z dodatkowego ubrania.W Chochołowie zrobiliśmy dłuższy postój i posililiśmy się.Nie spieszyliśmy się ponieważ była dopiero godz. 16.00 Zważywszy na to, że wyruszyliśmy w trasę o godz. 8.20 to poszło nieźle .Mogło być jednak lepiej moim zdaniem.Koło godz. 17.00 byliśmy już na kwaterze.Wspomnienia bardzo miłe i radosne.Mam nadzieję, że uda się jeszcze pojeździć kiedyś także w dolinie Popradu, o której stale myślę.,
ś

BUKOWINA TATRZAŃSKA




SŁOWACJA




SŁOWACJA




SŁOWACJA





SŁOWACJA





SŁOWACJA





SŁOWACJA-JAMNIK







ZAKOPANE





ZAKOPANE


Kategoria wycieczki



Komentarze
jagoda79
| 05:51 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj :) Nic nie szkodzi.Ja w sumie miałam przeprosić za błędy interpunkcyjne i stylistyczne, ale zmęczenie dało się we znaki po całym dniu, gdy pisałam.Dodatkowo zdarza mi się często robić kilka rzeczy naraz.I tak w trakcie pisania pilnowałam ciasta, robiłam pranie i rozpraszał mnie festiwal w Opolu :) Pozdrawiam. A wracając do niedźwiedzicy to w każdej minucie dalszego podjazdu widziałam siebie zjeżdżającą z powrotem w dół i marnującą cały wysiłek jaki włożyłam w dotarcie na górę.Ale na pewno zjechałabym i wybrałabym powrót okrężną drogą.
jagoda79
| 12:44 czwartek, 22 maja 2014 | linkuj Libelle :) jak czas pozwoli to chętnie napiszę.
jagoda79
| 20:25 piątek, 16 maja 2014 | linkuj To jednorazowy, dłuższy wypad ;) Już ,,wyrosłam" z robienia dystansów po 200, 300km i więcej dziennie :)To był po prostu od dawna założony plan by objechać Tatry.
Pozdrowienia
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!